wtorek, 21 lutego 2017

Jedna droga

Mówią, że początki są najtrudniejsze, a co jeśli, to właśnie one ukrywają w sobie całe piękno? Jeśli chwila poznania, to właśnie ten jedyny moment, w którym można poczuć się naprawdę szczęśliwym?
Co by się stało, gdyby tak nagle zacząć od końca. Czy byłoby to ostatecznie rozstanie z definicją poznania? Gdyby można było przywołać te same emocje, dźwięki, słowa. Nie po to, aby coś naprawić, tylko po to, aby móc przeżyć raz jeszcze. Nawet, gdyby człowiekowi kiedykolwiek udało się odkryć wehikuł czasu, to jakakolwiek zmiana w jego strukturze mogłaby zaszkodzić lub wręcz udaremnić czyjąś przyszłość.
Kiedy zobaczyła po raz pierwszy jego uśmiech pomyślała sobie, że oto spotkała osobę, która spełni kluczową rolę w jej życiu. Gdyby wtedy ktokolwiek zapytał skąd ten pomysł, pewnie nie umiałaby jednoznacznie odpowiedzieć. W końcu niekoniecznie wierzyła w przeznaczenie. Czuła jednak podświadomie, że to właśnie on wkrótce wyznaczy bieg jej historii. Przeczucie? Kobieca intuicja? Pewnie wszystko po trochę. Poza tym, to przecież w jego uśmiechu zakochała się bezsprzecznie, nieodwołalnie i bez reszty.
Z miłością jest trochę jak z wojną – wszystkie chwyty dozwolone, a ona miała się tego nauczyć w ciągu najbliższych kilku lat. Nie planowała niczego, wtedy żyła jeszcze samymi marzeniami, a może złudzeniami, niejednokrotnie te pojęcia bywają mylone lub używane zamiennie, kiedy ma się naście lat.

***

Ostatnie spojrzenie zapamiętuje się na zawsze, bo jest to ten rodzaj zbliżenia, który niejako pozwala sobie na dokonanie operacji na otwartym sercu. Uśmiechasz się, aby chwilę później schować twarz w dłonie, oczywiście dopiero wtedy, kiedy druga osoba wyjdzie, już na zawsze opuści twoje życie.
Być może każda znajomość, to w zasadzie suma uśmiechów. Spotykasz kogoś i już od pierwszej chwili wiesz, że spełni jakąś znaczącą rolę w twoim życiu, tylko po to, aby po kilku latach wylecieć z niego z hukiem. Wtedy właśnie dowiadujesz się już na pewno, że nie ma nic na zawsze. Prawdopodobnie tracisz siłę na jakąkolwiek kolejną próbę, bo po co, skoro i tak skończy się tak samo. No, nie łudź się, przecież doskonale wiesz, że tak będzie.
Zawsze kiedy kogoś poznajesz, już w tym momencie, zaczynasz go tracić. I ciężko jest zrozumieć, że ta osoba była tylko przecinkiem w życiorysie. Nie, nie łudź się teraz, że gdzieś tam jest ktoś, kto jednak zostanie na zawsze. To się po prostu nie zdarza. No chyba, że do końca życia chcesz być niewolnikiem, bo ktoś musi w długotrwałej relacji stracić samego siebie, wiecznie pójść na kompromis.

Kiedy ostatni raz na nią spojrzał, z tym samym uśmiechem na ustach, co przed laty, kiedy go poznała, poczuła, jak historia zatacza swoje koło. Wiedziała już, że nie ma nic na zawsze, że on po prostu musi odejść, a jednak nie mogła się z tym pogodzić. Straciła tyle lat, aby wreszcie zrozumieć, że on właściwie nigdy nie należał do niej, nigdy nie kochał.
Zamknęła za nim drzwi, tak jak zamyka się pewien rozdział w powieści. Tylko, że tym razem dobitnie czuła, że już nic więcej jej nie czeka. Była już zmęczona udawaniem, że wierzy w ludzi, szczęście, miłość i inne bzdury. Poczuła pustkę, która już na zawsze miała pozostać jedyną towarzyszką jej życia. Poza nią nie miało być w nim nikogo.
A pustka była nieuleczalna, ponieważ mając swój początek w sercu wkrótce rozprzestrzeniła się na całe ciało, szczególnie wżerając się w poszarpaną duszę. To nie jest ta historia, w której koniec bywa nowym początkiem. Bo poza nią rzeczywiście nie było już niczego innego.

Copyrights 2017 @ Miara grzechu and C.

Zabrania się kopiowania i rozpowszechniania treści bloga bez pisemnej zgody właścicielki, na podstawie ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych.