Carlos Ruíz Zafón
Odszedł.
Tak po prostu zostawił mnie samą. A obiecywał, że jeśli dostosuję się
do jego woli zostanie. Śmiał mi się prosto w oczy, śmiał się ze mnie,
zdeptał moją miłość. Upadam. Czuję jak upadam mimowolnie, osuwam się na
podłogę. Czuję zapach i metaliczny smak krwi – leje się z moich warg i
rąk. Pozwalam sobie na żałobę, na cierpienie. Zatracam się w tym
wszystkim, czuję, że to koniec wszystkiego. Łzy spływają po mej twarzy,
tworząc potok niewypowiedzianych myśli i słów. Śmieję się histerycznie,
podpalając nasze wspólne zdjęcia, wyrzucając pamiątki. Pogrążająca jest
cisza pustych czterech ścian, w których się teraz obracam. Dzwonek do
drzwi przerywa moją samotność, bez zastanowienia idę otworzyć drzwi.
- Patrycja, a co ty tutaj robisz? – zapytałam zaskoczona niespodziewaną
wizytą najlepszej przyjaciółki, odsuwając się od drzwi, aby zrobić jej
przejście.
- Nie było cię dzisiaj w szkole, nie odpowiadasz na
sms-y, dlatego postanowiłam cię odwiedzić – odpowiedziała, uśmiechając
się łagodnie. – Przyniosłam ze sobą kawę i ciastka.
- To bardzo miłe z twojej strony – powiedziałam, przenosząc się razem z Patrycją do salonu.
- Co się z tobą dzieje, Hanno? – zapytała wprost, przyglądając mnie się niezwykle uważnie i upijając łyk swojej kawy.
- Nic – odpowiedziałam. – Po prostu zaspałam.
- Takie kity to możesz wkręcać swojej mamie, a nie mnie – powiedziała Pati. – Chodzi o tego idiotę?
- Zostawił mnie. Tak po prostu – odpowiedziałam, zabierając się za
kawę, jednocześnie niechcący podciągając rękaw do góry. To był dosłownie
ułamek sekundy, ale już wiedziałam, że ona to zauważyła.
- Hann,
co ty sobie zrobiłaś?! – Była niesamowicie przejęta, a ja w tym momencie
zaczęłam żałować, że w ogóle wpuściłam ją do mieszkania, a nie
udawałam, że mnie nie ma.
- To nic takiego – powiedziałam ze
stoickim spokojem, upijając kolejny łyk kawy i jak gdyby nigdy nic,
zabierając się za ciastko. Nie miałam najmniejszego zamiaru wałkować z
nią teraz tego tematu. Teraz ani nigdy! To co robiłam ze sobą i własnym
ciałem było tylko i wyłącznie moją sprawą!
- Obiecaj, że już nigdy
tego nie zrobisz – powiedziała bez cienia uśmiechu na ustach, patrząc mi
prosto w oczy. – Że dasz sobie wreszcie pomóc!
- Daj spokój, proszę cię – odparłam, nie mając zamiaru nawet tego wszystkiego słuchać. – Przyszłaś się ze mną kłócić?
- Oczywiście, że nie – odpowiedziała zdezorientowana, obserwując mnie przez dłuższą chwilę.
- I nie próbuj nawet przekazywać tego, co widziałaś dalej –
powiedziałam prosto z mostu, patrząc jej prosto w oczy. – No chyba, że
nie zależy ci na naszej przyjaźni.
- Popełniasz duży błąd nie dając sobie pomóc – powiedziała, a ja już wiedziałam, że skapituluje.
- Być może, ale to jest mój błąd i mam do tego prawo. – Uśmiechnęłam
się blado, zabierając się za kolejne ciastko. – Przyniosłaś może ze sobą
jakieś notatki?
- Tak – odpowiedziała, gapiąc się teraz tępo na
mnie i najwyraźniej nie mając pojęcia, co robić. – I bilet na mój
najbliższy występ.
- Dziękuję – powiedziałam po prostu, a ona
wyjęła z torebki swoje materiały i podała mi je razem z biletem. – A czy
teraz mogłabyś zostawić mnie samą?
- Nie – odpowiedziała
gwałtownie, a ja byłam zdziwiona jej żywiołowym protestem, ponieważ nie
zwykła tego czynić. Chyba właśnie dlatego tak bardzo ją lubiłam. –
Ponadto wprowadzę się do ciebie.
- Nie potrzebuję opiekunki! –
Byłam trochę zła za próbę ingerencji w moje życie, ale dodałam po chwili
namysłu. – Chyba, że masz ochotę zmienić miejsce zamieszkania na stałe.
To w sumie przyda mi się lokatorka, dorzucająca się do czynszu.
- Zgadzam się – powiedziała, patrząc mi prosto w oczy. – Jutro przywiozę swoje rzeczy.
- A więc załatwione – rzuciłam, uśmiechając się delikatnie. – A teraz
wybacz, ale pójdę się położyć. Możesz zostać, jeśli chcesz. Skoro już
tak bardzo się przy tym upierasz.
- Zgoda – powiedziała po chwili
namysłu zapewne stwierdziwszy, iż chyba nie zamierzam popełniać
samobójstwa skoro zgodziłam się, aby ze mną zamieszkała. To nie miałoby
najmniejszego sensu. – W takim razie do jutra.
- Do jutra, kochana –
odpowiedziałam, całując ją w policzek na pożegnanie i odprowadzając do
drzwi. A kiedy tylko zamknęły się za nią od razu skierowałam kroki w
stronę sypialni. Byłam skonana. Marzyłam teraz jedynie o tym, aby ten
dzień wreszcie się skończył.
Ani
się obejrzałam, a dzień zmienił się w tydzień, tydzień w miesiąc, a
miesiąc w roku. Zima stała się wiosną, a w moim sercu zakwitły
stokrotki. Patrycja okazała się być najlepszym lekarstwem na zło całego
świata i najlepszą przyjaciółką pod słońcem. Dzięki niej zapomniałam o
tym łajdaku – moim ex i nauczyłam się życia od nowa. Napisałyśmy maturę,
wybrałyśmy studia na tym samym uniwerku i wydziale, tylko na innym
kierunku i poznałyśmy nowych, ciekawych ludzi. Po raz pierwszy od dawna
czuję rosnące szczęście – obyło się nawet bez ingerencji psychologa!
Muszę przyznać, iż poznałam kogoś i powoli, mozolnie budujemy swoje
wspólne szczęście. Patrycja również jest szczęśliwa i zakochana –
wspólne mieszkanie najwyraźniej nam służy. Uwielbiam nasz kampus, a
szczególnie upodobałam sobie kawałek zieleni, który ciągnie się od
dziedzińca w kierunku ogromnego, nowoczesnego uczelnianego boiska, gdzie
kiedy jest na tyle ciepło rozkładamy koce, a jeśli nie siadamy na
ławkach i pogłębiamy relacje międzyludzkie. Jestem z siebie dumna,
ponieważ od rozpoczęcia roku akademickiego nie opuściłam ani jednych
zajęć, co w liceum zdarzało mi się nagminnie. Dzisiaj idziemy z Patrycją
na zakupy do centrum – będziemy polować na ciuchy i buty, czego nie
robiłyśmy już od bardzo dawna z powodu braku dodatkowych funduszy.
Odnowiłam również swoje stare zainteresowania, odkurzyłam tomiki poezji i
nawet napisałam kilka własnych utworów. Minie jednak jeszcze dużo czasu
zanim zdecyduję się wysłać, któryś z nich na konkurs – obiecałam sobie
jednak, że kiedyś na pewno to nastąpi.
- Han, gdzie jest prostownica?! – usłyszałam krzyk Patrycji, dobiegający z łazienki.
- U mnie pod łóżkiem! – odkrzyknęłam zgodnie z prawdą.
- A co ona tam robi? – zapytała zdziwiona Pati, wchodząc do mojego pokoju i wydobywając prostownicę spod łóżka.
- Odpoczywała – odpowiedziałam, kiedy tylko udało jej się ją odnaleźć i posłałam jej uśmiech niewiniątka.
- Aha – stwierdziła najwyraźniej, że nie ma czasu bawić się w moje gierki i ruszyła z powrotem do łazienki.
Sama
nie wiem dlaczego akurat tam umieściłam prostownicę, najwyraźniej
musiałam uznać to jako dobry żart. Przy okazji wiedziałam, że Pati ma
wprost obsesję na punkcie prostowania swoich włosów, a ja osobiście
uważałam, że loki dodają jej uroku. Tym bardziej, że jest to jej
naturalna cecha wyglądu! No, ale jak to jest zazwyczaj – ciągnęło ją do
tego, czego nie miała. Byłam przedwczoraj w domu i oczywiście moja
ukochana siostrzyczka w ciągu zaledwie kilku minut wyprowadziła mnie z
równowagi. Mała zdecydowanie posiadała jakiś dar! Kompletnie nie wiem na
jakiej zasadzie ona jest ze mną spokrewniona, no ale zapewne nigdy się
do końca tego nie dowiem. Swoją drogą zaczęło mnie zastanawiać po jakimś
czasie nowe rzeczy przestają być dla nas interesujące i kiedy właściwie
tracą swoją nowość? Uśmiechając się promiennie podeszłam do okna i
wyjrzałam na ulicę. Lubię obserwować ludzi i dopowiadać sobie w głowie
najrozmaitsze historie na ich temat. O, na przykład tamta kobieta
wygląda jak była modelka! Tamta dziewczyna z całą pewnością śpieszy się
do teatru, a tamten mężczyzna jest biznesmenem. To dziecko oblało
właśnie pierwszą w życiu klasówkę, a jego matka straciła wiarę w ludzi.
Niejedna z tych osób ulegnie niedługo wypadkowi samochodowemu, wielu
doświadczy śmierci swoich bliskich, równie duża grupa będzie świadkiem
cudu narodzin i triumfu prawdziwej miłości.
- No, jestem gotowa! –
usłyszałam głos Pati, która właśnie wpadła do mojego pokoju i
automatycznie przeniosłam na nią wzrok i zainteresowanie. – Możemy iść.
- Tylko skończę ostatni akapit – powiedziałam, a po ukończonej
czynności wstałam z krzesła, narzucając na siebie kurtkę, którą zdjęłam z
oparcia krzesła i spojrzałam na Pat.
- Arkady? – zapytała, uśmiechając się zadziornie.
- Arkady – potwierdziłam, kierując się w stronę wyjścia, po drodze
zgarniając klucze. Po dokładnym zamknięciu drzwi i opuszczeniu naszego
bloku udałyśmy się w stronę najbliższego przystanku tramwajowego.
Patrycja jak zwykle była cicha i poważna, ja natomiast nuciłam sobie pod
nosem jedną ze swoich ulubionych piosenek, stale rozglądając się na
boki. Zdążyłyśmy na tramwaj, dlatego można było odetchnąć z ulgą i zając
sobie miejsce. Obgadywałyśmy z Pati najbliższą imprezę, którą miałyśmy
zamiar urządzić u nas w domu, a ja jednocześnie wymieniałam sms-y z
Igorem, uśmiechając się pod nosem. Wprost nie mogłam się doczekać, kiedy
wreszcie się z nim spotkam!
- Pamiętaj tylko, że nie kupujemy
butów w ccc – odezwałam się ni z gruszki ni z pietruszki, pragnąc
przypomnieć Pati o mojej ostatniej przygodzie ze znaną sieciówką.
- Pamiętam – powiedziała, uśmiechając się jednokącikowo. – Jak mogłabym zapomnieć skoro wracasz do tego co tydzień?
Obydwie
zaśmiałyśmy się po jej słowach, zauważywszy, że dojechałyśmy do naszego
przystanku natychmiastowo opuściłyśmy tramwaj i udałyśmy się w stronę
głównego wejścia do Arkad. Nasze zakupy niestandardowo zaczęły się od
Flo, gdzie wybrałyśmy kilka gadżetów, które nieziemsko nam się
spodobały. Postanowiłyśmy również zjechać na dół do kosmetyczki,
następnie Rosmann i kawa w ulubionej kawiarni. Po odnowieniu sił
zabrałyśmy się za kolejne piętro pełne sklepów i cudownych ubrań i
dodatków.
- No, jesteś wreszcie! – Usłyszałam zniecierpliwiony głos Igora, który podszedł do mnie i pocałował w policzek na przywitanie. – Tęskniłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz