środa, 8 maja 2013

Unfaithful

„NAJWAŻNIEJSZE RZECZY W ŻYCIU NIGDY NIE ZDARZAJĄ SIĘ PRZEZ PRZYPADEK”
Nicholas Evans
~*~

Uśmiechnęłam się do niego zalotnie, odgarniając w tył kosmyki długich, ciemnych włosów i udając nagłe zainteresowanie przyrodą za oknem. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że ma na mnie ochotę, a on doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jest to odwzajemnione. Znudzona wykładem, niedbale wydobyłam z torebki moją ulubioną, czerwoną szminkę i rozpoczęłam proces lokowania jej na moich ustach, z natury dość dużych, aby nie używać preparatów powiększających.
- No to może, panna Dashwood. – Niespodziewanie, dotarł do mnie niski, aksamitny głos profesora Greena.
- Proces uprzemysłowienia, przekształcanie się gospodarek tradycyjnych w przemysłowe – odpowiedziałam, na chwilę odkładając na stolik lusterko oraz szminkę i patrząc na profesora swoimi dużymi, orzechowymi oczętami. Wygrałam.
- W porządku, to by było na tyle dzisiaj, dziękuję państwu za uwagę. – Automatycznie wrzuciłam wszystkie swoje rzeczy do błyszczącej, skórzanej torebki ze złotym paskiem, którą wybrałam specjalnie na tę okazję, nie dane mi było jednak tak szybko opuścić sali wykładowej, bynajmniej nie tak od razu.
- Panno Dashwood, niech pani zostanie. – Usłyszałam jego głos, a ton ani trochę mi się nie spodobał.
- Jeśli chodzi o ostatni referat... – rzuciłam od niechcenia, przyglądając się procesowi opuszczania pomieszczenia przez innych studentów i bardzo powoli, majestatycznie podchodząc do Greena. – To będzie gotowy w przyszły piątek.
- Nie bądź śmieszna. – Usłyszałam w odpowiedzi. – Zapraszam do gabinetu. – Gestem wskazał mi drzwi, które nawiasem mówiąc, skrywały gabinet, bezpośrednio połączony z salą wykładową, co muszę przyznać musiało być niezwykle wygodne. Choć z drugiej strony, można byłoby zaoszczędzić mnóstwo pieniędzy, gdyby tak nie było, ponieważ z takiej jednej sali mógłby wtedy korzystać więcej niż jeden wykładowca. Wzruszyłam szeroko ramionami, wchodząc do środka, a kiedy zorientowałam się, że rolety we wszystkich oknach są opuszczone, a Green dodatkowo zamyka drzwi na klucz, już wiedziałam, co się święci. Odwróciłam się w jego stronę, ze zdawkowym uśmiechem na ustach, moszcząc swoją ukochaną torebkę na jednym ze skórzanych foteli i czekając na reakcję pana profesora, oblizałam usta językiem.
- Czego chcesz, Derrick? – zapytałam tak dla zasady, opierając ręce na biodrach.
- Przecież wiesz – odpowiedział, lustrując mnie wzrokiem pełnym aprobaty, od stóp do głów.
- Układ bez zobowiązań, czysto fizyczny. – Zaśmiałam się, patrząc z odwagą, prosto w jego zimne, stalowoszare oczy. – Chcesz to ciągnąć w nieskończoność? – zapytałam, wyraźnie zdziwiona, przyglądając mu się uważnie. – To już dwa lata, a słyszałam, że częściej zmieniasz towar.
- O czym ty mówisz, Cath? – odezwał się wreszcie, podchodząc do mnie i odgarniając mi włosy z czoła. – Wiesz, że jesteś jedyną kobietą, której pragnę – powiedział, całując mnie w policzek, a ja zawahałam się. Nie byłam w nim zakochana, oczywiście że nie byłam, ale podobało mi się jego zainteresowanie. Odkąd pół roku temu został moim wykładowcą, musieliśmy się pilnować bardziej niż kiedykolwiek, ale mnie to wcale nie przeszkadzało. Uwielbiałam ryzyko i dobrą zabawę – a on mi to wszystko dostarczał. Poza tym był tylko siedem lat starszy, a to niewielka różnica wieku.
- A twoja żona? – zapytałam, uśmiechając się uroczo.
- Nie mam żony – odpowiedział zgodnie z prawdą, a ja uśmiechnęłam się tajemniczo. – Ani narzeczonej, ani dziewczyny.
- Spokojnie. – Zaśmiałam się dźwięcznie, lustrując go swoim orzechowym spojrzeniem. – Nie przysięgaliśmy sobie ani miłości, ani tym bardziej wierności. Możesz spotykać się z kim chcesz.
- Jesteś taka piękna – powiedział, całując moją szyję i mówiąc do mnie takim głosem, że aż musiałam sobie przypomnieć jakie wartości uznaję w życiu, i jak bardzo nie wierzę w miłość, aby nie pomylić pożądania z miłością. Tymczasem pod wpływem jego dotyku przeszył mnie przyjemny prąd.
- Zasługuję na najwyższą ocenę? – Zachichotałam, przysuwając się do niego i oblizując kontur jego warg językiem.
- Zasługujesz na wszystko, co najlepsze, kochanie – odpowiedział, przytulając mnie do siebie, a ja kompletnie przestałam rozumieć, co jest grane. Na szczęście, bardzo szybko zszedł na ziemię i zaczął mnie namiętnie całować, błądząc rękami po całym moim ciele, tak spragnionym jego dotyku.
- Derrick, spóźnię się na łacinę. – Ale on już mnie nie słyszał. Uniósł mnie w taki sposób, jakbym była piórkiem i ulokował na swoim biurku, przy okazji zrzucając z niego całą zawartość, na szczęście nie czyniąc przy tym dużego, niepotrzebnego hałasu. Ochoczo, zabrałam się za badanie kącików i słodyczy jego ust, jednocześnie dobierając się do guzików jego nieskazitelnej, białej koszuli, która chwilę później wylądowała na krześle, tuż obok mnie. Z rozkoszą, przesuwałam palcami po jego umięśnionej i owłosionej klatce piersiowej, a za moimi rękami podążały usta. On nie pozostawał bierny ani tym bardziej dłużny, i oddawał całą przyjemność, którą ja mu sprawiałam. Podwinął do góry moją czarną mini, pieszcząc delikatnie dłońmi moje uda, aby następnie całować je delikatnie i nęcić językiem.
- Derrick, oszalałeś – mruknęłam, już ledwo przytomna z rozkoszy, pozwalając mu pieścić się językiem przez koronkę czerwonych stringów, podczas gdy jego ręce spoczywały na moich pośladkach, ściskając je rytmicznie.
- Cath – rzucił pełnym napięcia, ochrypniętym głosem, pozbywając się wreszcie moich stringów, a sam w jednej chwili wyzbył się spodni oraz bokserek. Zamknęłam oczy, on poruszył mną delikatnie, a pierwszą rzeczą jaką poczułam, było jego wbijanie się we mnie. Jęknęłam cichutko, a on zamknął mi usta pocałunkiem, ugniatając aż do bólu moje pośladki i karcąc mnie szybkimi, i mocnymi pchnięciami, a po każdej fali bólu, nastawała fala podwójnej przyjemności, naturalnie nie protestowałam. Kiedy skończył i wysunął się delikatnie ze mnie byłam odrobinę niezadowolona tym faktem, nieprzytomna i odurzona. Derrick, zamiast instynktownie zabrać się za ubieranie, jak zwykle najpierw mnie przytulił i trzymał w objęciach tak długo, aż nasze oddechy się wyrównały, a moje usta zostały obdarowane soczystym pocałunkiem. Dopiero wtedy zeszłam z biurka, podnosząc z podłogi swoją bieliznę i oboje zaczęliśmy ubierać się w milczeniu. Uśmiechnęłam się, podchodząc do lustra, aby poprawić makijaż, a przy okazji fryzurę. To był dokładnie trzeci raz, kiedy uprawialiśmy seks na uczelni, zazwyczaj wybieraliśmy jego mieszkanie albo hotel – zawsze inny.
- Cath, wyjeżdżam na trzy tygodnie do Stanów. – Mrugnęłam, zdziwiona jego wyznaniem, przerywając swoje czynności i obracając się natychmiastowo w jego stronę. – Zostałem poproszony o przeprowadzenie serii wykładów w Maryland. Jessica będzie mi towarzyszyć.
- Dlaczego mi o tym mówisz? – zapytałam. – Nie jesteśmy parą, ustaliliśmy, że nie musimy informować siebie nawzajem o swoich planach.
- Uznałem, że powinnaś wiedzieć. – Wzruszył szeroko ramionami w ramach odpowiedzi, uśmiechając się tajemniczo, podchodząc do biurka i wyjmując niewielkie, czerwone pudełeczko z szuflady. – To dla ciebie – powiedział, podając mi prezent, a uśmiech nie schodził z jego ust.
- Co to? – zapytałam sceptycznie, nie wiedząc, czego mogę się spodziewać, po kolejnej niespodziance od Greena. W duchu marzyłam tylko o tym, aby nie był to pierścionek zaręczynowy. Koniec końców, zachowywał się ostatnio bardzo dziwacznie, zupełnie jakby się we mnie zakochał, czy coś.
- Otwórz – odparł. No tak, mogłam się tego spodziewać. Ale z drugiej strony, nie bardzo wyglądało to na oświadczyny, dlatego pozwoliłam sobie odetchnąć z ulgą. Green był zbyt romantyczny, aby tak miała wyglądać ta wyjątkowa chwila.
- Och, nie musiałeś – rzuciłam, tonąc w zachwycie, na widok cienkiej, złotej bransoletki ze ślicznym serduszkiem. Pomimo swojego sceptycyzmu do wszystkiego, co kojarzyło mi się z miłością, uwielbiałam motyw serca. – Jest piękna. Zapniesz?
- Oczywiście. – Uśmiechnął się wyraźnie zadowolony z siebie, pomagając ulokować przepiękny prezent na moim nadgarstku.
- Będę już się zbierać, bo przepadną mi kolejne zajęcia – powiedziałam, zerkając na zegarek.
- Jessicą się zajmę, nie martw się – rzucił, uświadamiając mi, że jednak zrozumiał, co do niego mówiłam tuż przed naszym zbliżeniem. - Wbrew pozorom, nie jest taka zła. Do zobaczenia za trzy tygodnie, kochanie.
- Pa – powiedziałam po prostu, zdając sobie sprawę z tego, że w ogóle nie będę za nim tęsknić i unosząc brwi, słysząc wzmiankę o Jessice i pozorach. Czyżby miał wobec niej jakieś poważne plany? Nieważne. Pocałowaliśmy się na do widzenia i każde poszło w swoją stronę. Oczywiście, ze znacznym odstępem czasowym, aby nikt niczego nie skojarzył.

~*~

Na hiszpański dotarłam z dziesięciominutowym opóźnieniem, za co, zaraz na wstępie, przeprosiłam panią Clearwater. Usiadłam jak zwykle obok Amandy, pochłoniętej smsowaniem, zapewne z którymś ze swoich licznych adoratorów i z rosnącym znudzeniem otworzyłam zeszyt, zapisując temat zajęć. Właściwie to z premedytacją napisałam słabiej test, aby znaleźć się w grupie o zdecydowanie niższym poziomie językowym niż ten, który aktualnie prezentowałam. Miałam nadzieję na roczne obijanie się i tak właśnie było. Miałam nieodparte wrażenie, że o hiszpańskim wiedziałam nawet znacznie więcej niż moja nauczycielka. W sumie, nic w tym dziwnego, skoro ów język był ojczystym językiem mojej matki, co wiązało się z licznymi wyjazdami do tego pięknego, choć niezbyt bogatego kraju. Wychwyciłam wzrok Adama, który najwyraźniej już od jakiegoś czasu gapił się na mnie i uśmiechnęłam się szeroko, oblizując usta. Widać było, że już nie może się doczekać aż ta bezsensowna, półtoragodzinna lekcja się zakończy, a on będzie mógł porwać w ramiona swoją dziewczynę i zrobić z nią kilka, nie całkiem przyzwoitych rzeczy. Instynktownie wyciągnęłam z torebki telefon, sprawdzając czy skasowałam wszystkie smsy od Derricka, w końcu Adam nic o nas nie wiedział i lepiej, aby tak pozostało. Postanowiłam zainwestować wreszcie w drugi telefon, czytając jednocześnie jakieś czasopismo modowe i tylko od czasu do czasu kontrolując to, co dzieje się na zajęciach. Całe szczęście Clearwater nie przedłużyła ich dzisiaj, więc było spore prawdopodobieństwo, że nie spóźnię się na tradycyjną herbatkę w centrum z Ashley. Zdążyłam tylko zapakować swoje rzeczy do torebki, pomyśleć o tym, odwrócić się i stanęłam oko w oko z Adamem. Byłam na siebie zła za to, że tak go dzisiaj kusiłam, skoro nie mam mu nic do zaoferowania w tej chwili. No, ale mądry Anglik po szkodzie!
- Witaj, piękna. – Zawahałam się, kiedy zaczął mnie lustrować równie zachwyconym spojrzeniem jak Green, zaledwie kilka godzin temu, jednak na wszelki wypadek postanowiłam obdarzyć Adama szerokim uśmiechem zadowolenia. – Stęskniłem się za tobą – mruknął, całując mnie namiętnie w usta, a ja zaczęłam zastanawiać się nad tym, jak to możliwe skoro spędziliśmy cały dzień razem. No dobra, może niedokładnie razem, ale na pewno w jednym miejscu, a to się liczy!
- Wybacz mi kochany, ale jestem umówiona z Ashley na drugim końcu miasta – powiedziałam, uśmiechając się słodko. – Wczoraj oddałam samochód do warsztatu, czeka mnie więc wycieczka miejskimi środkami lokomocji, a jak doskonale wiesz, w takim wypadku podróż z punktu a do punktu b może mi zająć dużo więcej czasu niż zazwyczaj.
- Odwiozę cię – zaproponował natychmiast, uśmiechając się. – Oczywiście jak będziesz grzeczna. Mam teraz trzygodzinną przerwę.
- Adam, naprawdę nie mam teraz czasu na twoje gierki – powiedziałam nieco zdenerwowana jego podtekstami i jednocześnie czując, że to może się źle skończyć. W końcu nie wyobrażałam sobie szybkiego numerka zaraz po seksie z Derrickiem. – Jesteś ze mną tylko dla seksu?
- Oczywiście, że nie, kochanie – odpowiedział, chociaż miałam wrażenie, że nie była to do końca szczera odpowiedź. No, ale ja już taka jestem, że nigdy do końca nie dowierzam innym ludziom, właściwie to w stu procentach ufam tylko sobie. – Ale jakiś słodki buziak od mojej kochanej dziewczyny mi się należy.
- Pewnie. – Uśmiechnęłam się, wyraźnie rozpogadzając i odczuwając natychmiastową ulgę. Pokusiłam się nawet o to, aby odwzajemnić pocałunek Adama, a on spojrzał na mnie z aprobatą, złapał za rękę gestem posiadacza i z samczą dumą zaczął kroczyć razem ze mną ku wyjściu. Miałam wrażenie, że Green na nasz widok wyglądał jakby właśnie połknął widelec, ale on akurat od początku wiedział o mnie i Adamie. Poza tym mieliśmy niepisaną umowę i właściwie nie byliśmy w żadnym związku, dlatego nie miał prawa być o mnie zazdrosny!
- Naprawdę musisz iść na tą herbatkę z Ashley? – Adam przerwał dłuższą chwilę milczenia, podczas jazdy samochodem, patrząc na mnie z wyraźną nadzieją. – Mam wolną chatę.
- Nie słuchałeś, co do ciebie mówiłam wcześniej? – powiedziałam łagodnie, ostrożnie dobierając słowa i uśmiechając się słodko do swojego towarzysza. – Aczkolwiek, jeśli chcesz to możesz przyjechać do mnie wieczorem. Cintie dała mi cynk, że już przywieźli moje nowe łóżko. Te z katalogu, które ci ostatnio pokazywałam, pamiętasz?
- Pamiętam – odpowiedział wyraźnie nadąsany, choć zauważyłam, że również zainteresowany moją propozycją. – W takim razie będę u ciebie o ósmej.
- Doskonale – powiedziałam, przypominając sobie, że to właśnie dzisiaj ojciec wraca z delegacji i kończy się święty spokój, chociaż pobyt Adama u mnie mógł ten spokój nieco przedłużyć. Ojciec z jakiś nieznanych bliżej przeze mnie względów bardzo lubił mojego chłopaka.
- Jesteśmy na miejscu. – Adam uśmiechnął się do mnie szeroko, kiedy zaparkowaliśmy pod kawiarnią, w której umówiłam się z Ashley.
- W takim razie do ósmej – powiedziałam z tajemniczym uśmiechem na ustach, odpinając pasy i zgarniając torebkę z tylnego siedzenia.
- Cath – rzucił, powstrzymując mnie gestem przed opuszczeniem samochodu.
- Tak? – zapytałam, unosząc nieznacznie brwi ku górze.
- Kocham cię, uważaj na siebie, skarbie. – W takich momentach zawsze żałowałam podwójnego życia, które prowadziłam, aczkolwiek było już za późno. Klamka zapadła, a pętla się zamknęła. Niestety, była to jedna z tych chwil, kiedy miałam wrażenie, że czuję do niego to samo, co on do mnie.
- Ja ciebie też, Adam – odpowiedziałam, a choć kłamałam, to mój głos niczego nie zdradzał. Pocałowałam chłopaka na pożegnanie, opuszczając jego samochód i kierując swoje kroki w stronę wejścia do kawiarni. Obcasy z łoskotem odbijały się od chodnika, a ja nie miałam czasu na zastanowienie się nad własnym zachowaniem. Nigdy się nie zastanawiałam, po prostu brałam wszystko, co życie było mi w stanie zaofiarować pełnymi garściami. Wkroczyłam pewnie do środka na swoich dwunastocentymetrowych, czarnych szpilkach, uśmiechając się uroczo i jak zwykle ściągając na siebie większą część męskich spojrzeń. W końcu kto mógłby mieć mi za złe mój styl życia skoro właściwie mogłam mieć każdego? Odgarnęłam włosy do tyłu, szukając wzrokiem najlepszej przyjaciółki, a kiedy wreszcie udało mnie się ją odnaleźć, podeszłam, uśmiechnięta od ucha do ucha.
- Witaj, Ash – mruknęłam, całując ją w policzek na przywitanie i zajmując miejsce naprzeciwko. – Były straszne korki.
- Nic się nie stało, Cath – odpowiedziała eteryczna blondynka o jasnoniebieskich oczach, uśmiechając się do mnie wesoło. – Sama dopiero co przyszłam, zdążyłam tylko zamówić dla nas naszą ulubioną herbatkę.
- Co u ciebie? – zapytałam, w ogóle nie zwracając uwagi na to, że nie powinna była zamawiać niczego beze mnie skoro nie miała gwarancji, o której w końcu się pojawię. No, ale to była cała ona. Najpierw coś robiła, a dopiero później myślała nad konsekwencjami swoich wyborów.
- Rozstałam się z Andym – odpowiedziała bez emocji i tylko ja, znając ją doskonale, byłam w stanie zorientować się, że tak naprawdę osiągnęła psychiczne dno.
- Przykro mi – powiedziałam, upijając łyk herbaty, którą właśnie pewien przystojny kelner dostarczył nam do stolika. Zgodnie ze swoim przyzwyczajeniem puściłam mu oczko, oczywiście. Tym razem Ashley tego nie zauważyła, najwyraźniej bardziej zajęta własnymi myślami i problemami.
- Przyłapałam go z koleżanką z roku – dorzuciła po chwili namysłu, również dobierając się do swojej herbaty, a ja cały czas przyglądałam się jej bardzo uważnie, manipulując okularami przeciwsłonecznymi, które trzymałam na stoliku przed sobą. – Nawet nie próbował się bronić.
- A to cham! – powiedziałam, chociaż w moim słowniku znalazłoby się pewnie kilka znacznie trafniejszych określeń, aczkolwiek nie miałam ochoty na bluźnierstwa w tym momencie. Ash naturalnie nic nie wiedziała o swoistym trójkąciku, który mnie łączył z Adamem i Derrickiem. Ona była zbyt idealna, aby to zrozumieć. Nie była gotowa na to, aby poznać tę część mojego życiorysu, chociaż znałyśmy się dużo dłużej niż trwała ta cała moja akcja. Poza tym nie należałam do ludzi, którzy wywlekaliby swoje prywatne życie na zewnątrz, nawet przed swoimi najbardziej zaufanymi przyjaciółmi. Ashley o mnie i Adamie wiedziała tylko tyle, ile powinna. – Całe szczęście, że nie miałam go gdzieś pod ręką w tamtej chwili, bo chyba bym drania udusiła! – dodałam, po chwili, zupełnie nie rozumiejąc dlaczego Ash sama tego nie zrobiła. No w sumie jeszcze do tego nie doszła, no, ale jakby go zabiła to chyba nie użyłaby sformułowania rozstałam się z tylko jakoś inaczej, prawda?
- Nie tym razem – powiedziała, uśmiechając się pierwszy raz tego popołudnia. – Owszem, miałam ochotę wytargać ją za włosy, a jego zabić, ale koniec końców doszłam do wniosku, że podejdę do tego z klasą.
- Z klasą? – Zmarszczyłam czoło, przyglądając jej się jeszcze uważniej i czekając na rozwinięcie.
- No tak – odparła w końcu. – Zwyzywałam ich i po prostu wyszłam.
- Po prostu wyszłaś? – powtórzyłam jak echo, przyglądając jej się z wciąż niegasnącym zaskoczeniem. Uśmiechnęłam się szeroko, zdając sobie sprawę z tego, że ja sama, pomimo swojego zachowania, zapewne urządziłabym Adamowi trzecią wojnę światową, a kobieta z którą by mnie zdradził nie pozbierałaby się do końca życia. Już nikt by na nią nie spojrzał, to pewne.
- Tak – odpowiedziała, upijając kolejny łyk herbaty i patrząc mi prosto w oczy. – I nie, nie dowiesz się niczego więcej ode mnie, bo jeszcze gotowa jesteś zrobić coś głupiego.
- Jak chcesz. – Wzruszyłam szeroko ramionami w geście poddania, odbierając smsa od Derricka. Uśmiechnęłam się mimowolnie, na widok czterowersowej litanii do swoich ust i oczu, po czym usunęłam dowody zbrodni i przeniosłam wzrok z powrotem na Ashley. – Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.
- W takim razie zarządzam zakupy! – Zaśmiała się dźwięcznie moja najlepsza przyjaciółka. Obie zdawałyśmy sobie sprawę z tego, że tylko porządne zakupy były w stanie pocieszyć zranione, dziewczęce serce.
- Doskonale – odpowiedziałam, patrząc na zegarek. – Ojciec właśnie zrobił mi przelew, także fundusze są, tylko musimy się wyrobić do ósmej, bo Adam przyjeżdża. Byłam dla niego trochę oschła dzisiaj, dlatego muszę mu to wynagrodzić.
- Oczywiście – powiedziała Ash, dopijając swoją herbatę, podczas gdy ja swoją dokończyłam już kilka minut wcześniej. – W takim razie zbierajmy się.
- Świetnie, gdzie zaparkowałaś? – rzuciłam wesoło, zakładając okulary przeciwsłoneczne, zostawiając pieniądze na stoliku i idąc w kierunku, który wskazała blondynka. Uśmiechnęłam się, zdając sobie sprawę z tego, że zakupy to najlepsza rzecz, która mogła mnie dzisiaj spotkać. Zrelaksuję się wreszcie i będę mogła jak zwykle po prostu cieszyć się życiem. Pozytywne myślenie przede wszystkim, cokolwiek by się nie działo. Siedząc już w fotelu pasażera w kabriolecie Ashley, zerknęłam na listę wartych uwagi sklepów, którą stworzyłyśmy na wszelki wypadek jakiś czas temu, zaczęłam rzucać nazwami i wspólnie koniec końców zdecydowałyśmy się na pięć różnych miejsc.

~*~

Zadowolona z życia i przede wszystkim z siebie, obładowana zakupami, cztery godziny później przekroczyłam próg swojego wielkiego domu i od razu pobiegłam do swojego pokoju. Wzięłam szybki prysznic, po czym zdecydowałam się, że na dzisiejszy wieczór założę nową, pomarańczową, zwiewną sukieneczkę, która od razu trafiła w moje serce. Podśpiewując sobie pod nosem stworzyłam chyba najpiękniejszy w życiu makijaż, co oznaczało progres w tych sprawach. Przygotowałam do startu swój nowy telefon komórkowy, pisząc smsa do Derricka, w którym wyjaśniłam mu, że to mój nowy numer i od tej pory ma pisać tylko tutaj. Jak zwykle odpowiedział mi litanią wychwalającą piękno mojej urody, a ja uśmiechałam się z zadowoleniem. Zakładałam właśnie drugiego kolczyka, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Wiedziałam, że Cintie się tym zajmie, aczkolwiek na wszelki wypadek zbiegłam na dół. To był oczywiście Adam, kulturalnie witający się z moją gospodynią.
- Jesteś – powiedziałam, uśmiechając się wesoło i podchodząc do chłopaka, który pocałował mnie w policzek na przywitanie.
- Zgodnie z umową, punkt ósma – rzucił najwyraźniej bardzo z siebie dumny, uśmiechając się do mnie w sposób, który mnie rozbroił.
- Proponuję salon kinowy, wybrałam już dla nas spory stosik filmów – powiedziałam, zdając sobie sprawę z tego, że Adam może nie być zachwycony moim wyborem. Nie zaprotestował jednak, dając się zaprowadzić do odpowiedniego pomieszczenia. Czyżby wziął sobie do serca moją uwagę związaną z seksem i postanowił udowodnić mi, że to nie jedyny powód dla którego ze mną jest?
- Cath, kochanie, o tutaj jesteś! – Usłyszałam niespodziewanie za swoimi plecami głos, pod wpływem którego wręcz zamarłam, ponieważ nie miałam najmniejszego pojęcia, czego się po nim w tym momencie spodziewać.
- Tato. – Odwróciłam się ze sztucznym uśmiechem przyklejonym na ustach i spokojnie, powoli podeszłam do swojego ojca, całując go na przywitanie w policzek. – Byłam pewna, że wracasz jutro.
- Postanowiłem zrobić ci niespodziankę i wrócić dzień wcześniej – powiedział, przenosząc wzrok na mojego towarzysza – Witaj Adamie. – Podał rękę mojemu chłopakowi, uśmiechając się do niego przyjaźnie.
- Panie Dashwood, może przyłączy się pan do nas? – zapytał Adam, co mnie trochę zdziwiło, a może bardziej zaniepokoiło. Mój kochany tatuś bywał doprawdy nieobliczalny, a mój facet najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z kim tańczy.
- Niestety nie mogę – odpowiedział, patrząc znacząco na mnie. – Mam jeszcze trochę papierkowej roboty.
- Może następnym razem – powiedział niczym niezniechęcony Adam, uśmiechając się i mocniej ściskając moją dłoń, co nie uległo uwadze mojego ojca.
- Bawcie się dobrze. – Na szczęście nie zrobił awantury, tylko po przyjacielsku poklepał Adama po plecach, a ja już wiedziałam, co się szykuje, czułam to.
- Na początek – zaczęłam, ciągnąc Adama w stronę odpowiedniego pomieszczenia…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyrights 2017 @ Miara grzechu and C.

Zabrania się kopiowania i rozpowszechniania treści bloga bez pisemnej zgody właścicielki, na podstawie ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych.