Nicholas Evans
Uśmiechnęłam się do niego zalotnie, odgarniając w tył kosmyki długich, ciemnych
włosów i udając nagłe zainteresowanie przyrodą za oknem. Doskonale
zdawałam sobie sprawę z tego, że ma na mnie ochotę, a on doskonale
zdawał sobie sprawę z tego, że jest to odwzajemnione. Znudzona wykładem,
niedbale wydobyłam z torebki moją ulubioną, czerwoną szminkę i
rozpoczęłam proces lokowania jej na moich ustach, z natury dość dużych,
aby nie używać preparatów powiększających.
- No to może, panna Dashwood. – Niespodziewanie, dotarł do mnie niski, aksamitny głos profesora Greena.
- Proces uprzemysłowienia, przekształcanie się gospodarek tradycyjnych w
przemysłowe – odpowiedziałam, na chwilę odkładając na stolik lusterko
oraz szminkę i patrząc na profesora swoimi dużymi, orzechowymi oczętami.
Wygrałam.
- W porządku, to by było na tyle dzisiaj, dziękuję
państwu za uwagę. – Automatycznie wrzuciłam wszystkie swoje rzeczy do
błyszczącej, skórzanej torebki ze złotym paskiem, którą wybrałam
specjalnie na tę okazję, nie dane mi było jednak tak szybko opuścić
sali wykładowej, bynajmniej nie tak od razu.
- Panno Dashwood, niech pani zostanie. – Usłyszałam jego głos, a ton ani trochę mi się nie spodobał.
- Jeśli chodzi o ostatni referat... – rzuciłam od niechcenia,
przyglądając się procesowi opuszczania pomieszczenia przez innych
studentów i bardzo powoli, majestatycznie podchodząc do Greena. – To
będzie gotowy w przyszły piątek.
- Nie bądź śmieszna. – Usłyszałam w
odpowiedzi. – Zapraszam do gabinetu. – Gestem wskazał mi drzwi, które
nawiasem mówiąc, skrywały gabinet, bezpośrednio połączony z salą
wykładową, co muszę przyznać musiało być niezwykle wygodne. Choć z
drugiej strony, można byłoby zaoszczędzić mnóstwo pieniędzy, gdyby tak
nie było, ponieważ z takiej jednej sali mógłby wtedy korzystać więcej
niż jeden wykładowca. Wzruszyłam szeroko ramionami, wchodząc do środka, a
kiedy zorientowałam się, że rolety we wszystkich oknach są opuszczone, a
Green dodatkowo zamyka drzwi na klucz, już wiedziałam, co się święci.
Odwróciłam się w jego stronę, ze zdawkowym uśmiechem na ustach, moszcząc
swoją ukochaną torebkę na jednym ze skórzanych foteli i czekając na
reakcję pana profesora, oblizałam usta językiem.
- Czego chcesz, Derrick? – zapytałam tak dla zasady, opierając ręce na biodrach.
- Przecież wiesz – odpowiedział, lustrując mnie wzrokiem pełnym aprobaty, od stóp do głów.
- Układ bez zobowiązań, czysto fizyczny. – Zaśmiałam się, patrząc z
odwagą, prosto w jego zimne, stalowoszare oczy. – Chcesz to ciągnąć w
nieskończoność? – zapytałam, wyraźnie zdziwiona, przyglądając mu się
uważnie. – To już dwa lata, a słyszałam, że częściej zmieniasz towar.
- O czym ty mówisz, Cath? – odezwał się wreszcie, podchodząc do mnie i
odgarniając mi włosy z czoła. – Wiesz, że jesteś jedyną kobietą, której pragnę – powiedział, całując mnie w policzek, a ja zawahałam się. Nie
byłam w nim zakochana, oczywiście że nie byłam, ale podobało mi się jego
zainteresowanie. Odkąd pół roku temu został moim wykładowcą, musieliśmy
się pilnować bardziej niż kiedykolwiek, ale mnie to wcale nie
przeszkadzało. Uwielbiałam ryzyko i dobrą zabawę – a on mi to wszystko
dostarczał. Poza tym był tylko siedem lat starszy, a to niewielka
różnica wieku.
- A twoja żona? – zapytałam, uśmiechając się uroczo.
- Nie mam żony – odpowiedział zgodnie z prawdą, a ja uśmiechnęłam się tajemniczo. – Ani narzeczonej, ani dziewczyny.
- Spokojnie. – Zaśmiałam się dźwięcznie, lustrując go swoim orzechowym
spojrzeniem. – Nie przysięgaliśmy sobie ani miłości, ani tym bardziej
wierności. Możesz spotykać się z kim chcesz.
- Jesteś taka piękna –
powiedział, całując moją szyję i mówiąc do mnie takim głosem, że aż
musiałam sobie przypomnieć jakie wartości uznaję w życiu, i jak bardzo
nie wierzę w miłość, aby nie pomylić pożądania z miłością. Tymczasem pod wpływem jego dotyku przeszył mnie
przyjemny prąd.
- Zasługuję na najwyższą ocenę? – Zachichotałam, przysuwając się do niego i oblizując kontur jego warg językiem.
- Zasługujesz na wszystko, co najlepsze, kochanie – odpowiedział,
przytulając mnie do siebie, a ja kompletnie przestałam rozumieć, co jest
grane. Na
szczęście, bardzo szybko zszedł na ziemię i zaczął mnie namiętnie
całować, błądząc rękami po całym moim ciele, tak spragnionym jego
dotyku.
- Derrick, spóźnię się na łacinę. – Ale on już mnie nie słyszał. Uniósł
mnie w taki sposób, jakbym była piórkiem i ulokował na swoim biurku,
przy okazji zrzucając z niego całą zawartość, na szczęście nie czyniąc
przy tym dużego, niepotrzebnego hałasu. Ochoczo, zabrałam się za badanie
kącików i słodyczy jego ust, jednocześnie dobierając się do guzików
jego nieskazitelnej, białej koszuli, która chwilę później wylądowała na
krześle, tuż obok mnie. Z rozkoszą, przesuwałam palcami po jego
umięśnionej i owłosionej klatce piersiowej, a za moimi rękami podążały
usta. On nie pozostawał bierny ani tym bardziej dłużny, i oddawał całą
przyjemność, którą ja mu sprawiałam. Podwinął do góry moją czarną mini,
pieszcząc delikatnie dłońmi moje uda, aby następnie całować je
delikatnie i nęcić językiem.
- Derrick, oszalałeś – mruknęłam, już ledwo przytomna z rozkoszy,
pozwalając mu pieścić się językiem przez koronkę czerwonych stringów,
podczas gdy jego ręce spoczywały na moich pośladkach, ściskając je
rytmicznie.
- Cath – rzucił pełnym napięcia, ochrypniętym głosem, pozbywając się
wreszcie moich stringów, a sam w jednej chwili wyzbył się spodni oraz
bokserek. Zamknęłam oczy, on poruszył mną delikatnie, a pierwszą rzeczą
jaką poczułam, było jego wbijanie się we mnie. Jęknęłam cichutko, a on
zamknął mi usta pocałunkiem, ugniatając aż do bólu moje pośladki i
karcąc mnie szybkimi, i mocnymi pchnięciami, a po każdej fali bólu,
nastawała fala podwójnej przyjemności, naturalnie nie protestowałam.
Kiedy skończył i wysunął się delikatnie ze mnie byłam odrobinę
niezadowolona tym faktem, nieprzytomna i odurzona. Derrick, zamiast
instynktownie zabrać się za ubieranie, jak zwykle najpierw mnie
przytulił i trzymał w objęciach tak długo, aż nasze oddechy się
wyrównały, a moje usta zostały obdarowane soczystym pocałunkiem. Dopiero
wtedy zeszłam z biurka, podnosząc z podłogi swoją bieliznę i oboje
zaczęliśmy ubierać się w milczeniu. Uśmiechnęłam się, podchodząc do
lustra, aby poprawić makijaż, a przy okazji fryzurę. To był dokładnie
trzeci raz, kiedy uprawialiśmy seks na uczelni, zazwyczaj wybieraliśmy
jego mieszkanie albo hotel – zawsze inny.
- Cath, wyjeżdżam
na trzy tygodnie do Stanów. – Mrugnęłam, zdziwiona jego wyznaniem,
przerywając swoje czynności i obracając się natychmiastowo w jego
stronę. – Zostałem poproszony o przeprowadzenie serii wykładów w
Maryland. Jessica będzie mi towarzyszyć.
- Dlaczego mi o tym
mówisz? – zapytałam. – Nie jesteśmy parą, ustaliliśmy, że nie musimy
informować siebie nawzajem o swoich planach.
- Uznałem, że powinnaś
wiedzieć. – Wzruszył szeroko ramionami w ramach odpowiedzi, uśmiechając
się tajemniczo, podchodząc do biurka i wyjmując niewielkie, czerwone
pudełeczko z szuflady. – To dla ciebie – powiedział, podając mi prezent,
a uśmiech nie schodził z jego ust.
- Co to? – zapytałam
sceptycznie, nie wiedząc, czego mogę się spodziewać, po kolejnej
niespodziance od Greena. W duchu marzyłam tylko o tym, aby nie był to
pierścionek zaręczynowy. Koniec końców, zachowywał się ostatnio bardzo
dziwacznie, zupełnie jakby się we mnie zakochał, czy coś.
- Otwórz –
odparł. No tak, mogłam się tego spodziewać. Ale z drugiej strony, nie
bardzo wyglądało to na oświadczyny, dlatego pozwoliłam sobie odetchnąć z
ulgą. Green był zbyt romantyczny, aby tak miała wyglądać ta wyjątkowa
chwila.
- Och, nie musiałeś – rzuciłam, tonąc w zachwycie, na widok
cienkiej, złotej bransoletki ze ślicznym serduszkiem. Pomimo swojego
sceptycyzmu do wszystkiego, co kojarzyło mi się z miłością,
uwielbiałam motyw serca. – Jest piękna. Zapniesz?
- Oczywiście. – Uśmiechnął się wyraźnie zadowolony z siebie, pomagając ulokować przepiękny prezent na moim nadgarstku.
- Będę już się zbierać, bo przepadną mi kolejne zajęcia – powiedziałam, zerkając na zegarek.
- Jessicą się zajmę, nie martw się – rzucił, uświadamiając mi, że
jednak zrozumiał, co do niego mówiłam tuż przed naszym zbliżeniem. -
Wbrew pozorom, nie jest taka zła. Do zobaczenia za trzy tygodnie,
kochanie.
- Pa – powiedziałam po prostu, zdając sobie sprawę z
tego, że w ogóle nie będę za nim tęsknić i unosząc brwi, słysząc
wzmiankę o Jessice i pozorach. Czyżby miał wobec niej jakieś poważne
plany? Nieważne. Pocałowaliśmy się na do widzenia i każde poszło w swoją
stronę. Oczywiście, ze znacznym odstępem czasowym, aby nikt niczego nie
skojarzył.
Na hiszpański dotarłam z dziesięciominutowym opóźnieniem, za co, zaraz
na wstępie, przeprosiłam panią Clearwater. Usiadłam jak zwykle obok
Amandy, pochłoniętej smsowaniem, zapewne z którymś ze swoich licznych
adoratorów i z rosnącym znudzeniem otworzyłam zeszyt, zapisując temat
zajęć. Właściwie to z premedytacją napisałam słabiej test, aby znaleźć
się w grupie o zdecydowanie niższym poziomie językowym niż ten, który
aktualnie prezentowałam. Miałam nadzieję na roczne obijanie się i tak
właśnie było. Miałam nieodparte wrażenie, że o hiszpańskim wiedziałam
nawet znacznie więcej niż moja nauczycielka. W sumie, nic w tym
dziwnego, skoro ów język był ojczystym językiem mojej matki, co wiązało
się z licznymi wyjazdami do tego pięknego, choć niezbyt bogatego kraju.
Wychwyciłam wzrok Adama, który najwyraźniej już od jakiegoś czasu gapił
się na mnie i uśmiechnęłam się szeroko, oblizując usta. Widać było, że
już nie może się doczekać aż ta bezsensowna, półtoragodzinna lekcja
się zakończy, a on będzie mógł porwać w ramiona swoją dziewczynę i
zrobić z nią kilka, nie całkiem przyzwoitych rzeczy. Instynktownie
wyciągnęłam z torebki telefon, sprawdzając czy skasowałam wszystkie smsy
od Derricka, w końcu Adam nic o nas nie wiedział i lepiej, aby tak
pozostało. Postanowiłam zainwestować wreszcie w drugi telefon, czytając
jednocześnie jakieś czasopismo modowe i tylko od czasu do czasu
kontrolując to, co dzieje się na zajęciach. Całe szczęście Clearwater
nie przedłużyła ich dzisiaj, więc było spore prawdopodobieństwo, że
nie spóźnię się na tradycyjną herbatkę w centrum z Ashley. Zdążyłam
tylko zapakować swoje rzeczy do torebki, pomyśleć o tym, odwrócić się i
stanęłam oko w oko z Adamem. Byłam na siebie zła za to, że tak go
dzisiaj kusiłam, skoro nie mam mu nic do zaoferowania w tej chwili. No,
ale mądry Anglik po szkodzie!
- Witaj, piękna. – Zawahałam się,
kiedy zaczął mnie lustrować równie zachwyconym spojrzeniem jak Green,
zaledwie kilka godzin temu, jednak na wszelki wypadek postanowiłam
obdarzyć Adama szerokim uśmiechem zadowolenia. – Stęskniłem się za tobą –
mruknął, całując mnie namiętnie w usta, a ja zaczęłam zastanawiać się
nad tym, jak to możliwe skoro spędziliśmy cały dzień razem. No dobra,
może niedokładnie razem, ale na pewno w jednym miejscu, a to się liczy!
- Wybacz mi kochany, ale jestem umówiona z Ashley na drugim końcu
miasta – powiedziałam, uśmiechając się słodko. – Wczoraj oddałam
samochód do warsztatu, czeka mnie więc wycieczka miejskimi środkami
lokomocji, a jak doskonale wiesz, w takim wypadku podróż z punktu a do
punktu b może mi zająć dużo więcej czasu niż zazwyczaj.
- Odwiozę
cię – zaproponował natychmiast, uśmiechając się. – Oczywiście jak
będziesz grzeczna. Mam teraz trzygodzinną przerwę.
- Adam,
naprawdę nie mam teraz czasu na twoje gierki – powiedziałam nieco
zdenerwowana jego podtekstami i jednocześnie czując, że to może się źle
skończyć. W końcu nie wyobrażałam sobie szybkiego numerka zaraz po
seksie z Derrickiem. – Jesteś ze mną tylko dla seksu?
- Oczywiście,
że nie, kochanie – odpowiedział, chociaż miałam wrażenie, że nie była
to do końca szczera odpowiedź. No, ale ja już taka jestem, że nigdy do
końca nie dowierzam innym ludziom, właściwie to w stu procentach ufam
tylko sobie. – Ale jakiś słodki buziak od mojej kochanej dziewczyny mi
się należy.
- Pewnie. – Uśmiechnęłam się, wyraźnie rozpogadzając i
odczuwając natychmiastową ulgę. Pokusiłam się nawet o to, aby
odwzajemnić pocałunek Adama, a on spojrzał na mnie z aprobatą, złapał za
rękę gestem posiadacza i z samczą dumą zaczął kroczyć razem ze mną ku
wyjściu. Miałam wrażenie, że Green na nasz widok wyglądał jakby właśnie
połknął widelec, ale on akurat od początku wiedział o mnie i Adamie.
Poza tym mieliśmy niepisaną umowę i właściwie nie byliśmy w żadnym
związku, dlatego nie miał prawa być o mnie zazdrosny!
- Naprawdę
musisz iść na tą herbatkę z Ashley? – Adam przerwał dłuższą chwilę
milczenia, podczas jazdy samochodem, patrząc na mnie z wyraźną nadzieją.
– Mam wolną chatę.
- Nie słuchałeś, co do ciebie mówiłam
wcześniej? – powiedziałam łagodnie, ostrożnie dobierając słowa i
uśmiechając się słodko do swojego towarzysza. – Aczkolwiek, jeśli chcesz
to możesz przyjechać do mnie wieczorem. Cintie dała mi cynk, że już
przywieźli moje nowe łóżko. Te z katalogu, które ci ostatnio
pokazywałam, pamiętasz?
- Pamiętam – odpowiedział wyraźnie
nadąsany, choć zauważyłam, że również zainteresowany moją propozycją. – W
takim razie będę u ciebie o ósmej.
- Doskonale – powiedziałam,
przypominając sobie, że to właśnie dzisiaj ojciec wraca z delegacji i
kończy się święty spokój, chociaż pobyt Adama u mnie mógł ten spokój
nieco przedłużyć. Ojciec z jakiś nieznanych bliżej przeze mnie względów
bardzo lubił mojego chłopaka.
- Jesteśmy na miejscu. – Adam
uśmiechnął się do mnie szeroko, kiedy zaparkowaliśmy pod kawiarnią, w
której umówiłam się z Ashley.
- W takim razie do ósmej –
powiedziałam z tajemniczym uśmiechem na ustach, odpinając pasy i
zgarniając torebkę z tylnego siedzenia.
- Cath – rzucił, powstrzymując mnie gestem przed opuszczeniem samochodu.
- Tak? – zapytałam, unosząc nieznacznie brwi ku górze.
- Kocham cię, uważaj na siebie, skarbie. – W takich momentach zawsze
żałowałam podwójnego życia, które prowadziłam, aczkolwiek było już za
późno. Klamka zapadła, a pętla się zamknęła. Niestety, była to jedna z
tych chwil, kiedy miałam wrażenie, że czuję do niego to samo, co on do
mnie.
- Ja ciebie też, Adam – odpowiedziałam, a choć kłamałam, to
mój głos niczego nie zdradzał. Pocałowałam chłopaka na pożegnanie,
opuszczając jego samochód i kierując swoje kroki w stronę wejścia do
kawiarni. Obcasy z łoskotem odbijały się od chodnika, a ja nie miałam
czasu na zastanowienie się nad własnym zachowaniem. Nigdy się nie
zastanawiałam, po prostu brałam wszystko, co życie było mi w stanie
zaofiarować pełnymi garściami. Wkroczyłam pewnie do środka na swoich
dwunastocentymetrowych, czarnych szpilkach, uśmiechając się uroczo i jak
zwykle ściągając na siebie większą część męskich spojrzeń. W końcu kto
mógłby mieć mi za złe mój styl życia skoro właściwie mogłam mieć
każdego? Odgarnęłam włosy do tyłu, szukając wzrokiem najlepszej
przyjaciółki, a kiedy wreszcie udało mnie się ją odnaleźć, podeszłam,
uśmiechnięta od ucha do ucha.
- Witaj, Ash – mruknęłam, całując ją w policzek na przywitanie i zajmując miejsce naprzeciwko. – Były straszne korki.
- Nic się nie stało, Cath – odpowiedziała eteryczna blondynka o
jasnoniebieskich oczach, uśmiechając się do mnie wesoło. – Sama dopiero
co przyszłam, zdążyłam tylko zamówić dla nas naszą ulubioną herbatkę.
- Co u ciebie? – zapytałam, w ogóle nie zwracając uwagi na to, że nie
powinna była zamawiać niczego beze mnie skoro nie miała gwarancji, o
której w końcu się pojawię. No, ale to była cała ona. Najpierw coś
robiła, a dopiero później myślała nad konsekwencjami swoich wyborów.
- Rozstałam się z Andym – odpowiedziała bez emocji i tylko ja, znając
ją doskonale, byłam w stanie zorientować się, że tak naprawdę osiągnęła
psychiczne dno.
- Przykro mi – powiedziałam, upijając łyk herbaty,
którą właśnie pewien przystojny kelner dostarczył nam do stolika.
Zgodnie ze swoim przyzwyczajeniem puściłam mu oczko, oczywiście. Tym
razem Ashley tego nie zauważyła, najwyraźniej bardziej zajęta własnymi
myślami i problemami.
- Przyłapałam go z koleżanką z roku –
dorzuciła po chwili namysłu, również dobierając się do swojej herbaty, a
ja cały czas przyglądałam się jej bardzo uważnie, manipulując okularami
przeciwsłonecznymi, które trzymałam na stoliku przed sobą. – Nawet nie
próbował się bronić.
- A to cham! – powiedziałam, chociaż w moim
słowniku znalazłoby się pewnie kilka znacznie trafniejszych określeń,
aczkolwiek nie miałam ochoty na bluźnierstwa w tym momencie. Ash
naturalnie nic nie wiedziała o swoistym trójkąciku, który mnie łączył z
Adamem i Derrickiem. Ona była zbyt idealna, aby to zrozumieć. Nie była
gotowa na to, aby poznać tę część mojego życiorysu, chociaż znałyśmy się
dużo dłużej niż trwała ta cała moja akcja. Poza tym nie należałam do
ludzi, którzy wywlekaliby swoje prywatne życie na zewnątrz, nawet przed
swoimi najbardziej zaufanymi przyjaciółmi. Ashley o mnie i Adamie
wiedziała tylko tyle, ile powinna. – Całe szczęście, że nie miałam go
gdzieś pod ręką w tamtej chwili, bo chyba bym drania udusiła! – dodałam,
po chwili, zupełnie nie rozumiejąc dlaczego Ash sama tego nie zrobiła.
No w sumie jeszcze do tego nie doszła, no, ale jakby go zabiła to chyba
nie użyłaby sformułowania rozstałam się z tylko jakoś inaczej, prawda?
- Nie tym razem – powiedziała, uśmiechając się pierwszy raz tego
popołudnia. – Owszem, miałam ochotę wytargać ją za włosy, a jego zabić,
ale koniec końców doszłam do wniosku, że podejdę do tego z klasą.
- Z klasą? – Zmarszczyłam czoło, przyglądając jej się jeszcze uważniej i czekając na rozwinięcie.
- No tak – odparła w końcu. – Zwyzywałam ich i po prostu wyszłam.
- Po prostu wyszłaś? – powtórzyłam jak echo, przyglądając jej się z
wciąż niegasnącym zaskoczeniem. Uśmiechnęłam się szeroko, zdając sobie
sprawę z tego, że ja sama, pomimo swojego zachowania, zapewne
urządziłabym Adamowi trzecią wojnę światową, a kobieta z którą by mnie
zdradził nie pozbierałaby się do końca życia. Już nikt by na nią nie
spojrzał, to pewne.
- Tak – odpowiedziała, upijając kolejny łyk
herbaty i patrząc mi prosto w oczy. – I nie, nie dowiesz się niczego
więcej ode mnie, bo jeszcze gotowa jesteś zrobić coś głupiego.
-
Jak chcesz. – Wzruszyłam szeroko ramionami w geście poddania, odbierając
smsa od Derricka. Uśmiechnęłam się mimowolnie, na widok czterowersowej
litanii do swoich ust i oczu, po czym usunęłam dowody zbrodni i
przeniosłam wzrok z powrotem na Ashley. – Twoje życzenie jest dla mnie
rozkazem.
- W takim razie zarządzam zakupy! – Zaśmiała się
dźwięcznie moja najlepsza przyjaciółka. Obie zdawałyśmy sobie sprawę z
tego, że tylko porządne zakupy były w stanie pocieszyć zranione,
dziewczęce serce.
- Doskonale – odpowiedziałam, patrząc na zegarek.
– Ojciec właśnie zrobił mi przelew, także fundusze są, tylko musimy się
wyrobić do ósmej, bo Adam przyjeżdża. Byłam dla niego trochę oschła
dzisiaj, dlatego muszę mu to wynagrodzić.
- Oczywiście –
powiedziała Ash, dopijając swoją herbatę, podczas gdy ja swoją
dokończyłam już kilka minut wcześniej. – W takim razie zbierajmy się.
- Świetnie, gdzie zaparkowałaś? – rzuciłam wesoło, zakładając okulary
przeciwsłoneczne, zostawiając pieniądze na stoliku i idąc w kierunku,
który wskazała blondynka. Uśmiechnęłam się, zdając sobie sprawę z tego,
że zakupy to najlepsza rzecz, która mogła mnie dzisiaj spotkać.
Zrelaksuję się wreszcie i będę mogła jak zwykle po prostu cieszyć się
życiem. Pozytywne myślenie przede wszystkim, cokolwiek by się nie
działo. Siedząc już w fotelu pasażera w kabriolecie Ashley, zerknęłam na
listę wartych uwagi sklepów, którą stworzyłyśmy na wszelki wypadek
jakiś czas temu, zaczęłam rzucać nazwami i wspólnie koniec końców
zdecydowałyśmy się na pięć różnych miejsc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz