piątek, 31 sierpnia 2012


23 czerwca 2008 ·

9. W świecie bez Happy Endu.
Tym razem bez dedykacji, przygotujcie się na szok...

29.12.1976r.

Dzisiaj wiem, że tamta łza miała bardzo słodki smak,
że brakuje mi tych chwil, w których czułam z całych sił.


Życie przelatywało mi przez palce, powoli traciłam kontrolę nad tym wszystkim, co kiedyś było błahostką.
Straciłam wszystkich, których kochałam, gdy podjęłam bezskuteczną próbę wybaczenia win.
Z resztą nie rozumiałam, dlaczego to ja miałabym się najwięcej starać skoro to oni narozrabiali.
Spacerując po mieście przyglądałam się uważnie przechodniom na ulicy, nie raz widziałam smutek w ich oczach i gestach.
- Znowu płakałaś – powiedział Black z wyrzutem, po czym scałował łzy z moich policzków i oczu.
- Przytul – wyszeptałam zarzucając mu ręce na szyję, odpowiedział natychmiastowo.
W jego ramionach czułam się bezpiecznie, chociaż właściwie… chyba nie powinnam się tak czuć.
On sprawiał, że znikały łzy, a na ustach wykwitał promienny uśmiech.
- Jesteśmy razem wbrew wszystkiemu – zaśmiałam się sztucznie.
- Może, jednak powinniśmy im powiedzieć o tym, że chodzimy ze sobą? – zapytał Syriusz.
- Znasz moje zdanie – ucięłam.

W dalszym ciągu nie mogłam uwierzyć w to, że w końcu mnie złamał.
Chodziłam z największym podrywaczem i krętaczem w szkole, a wcale mi to nie przeszkadzało.
Kiedy złość przeminęła z wiatrem zrozumiałam, że jestem w nim zakochana.
Był ideałem, z kimś takim mogłabym spędzić całe życie.
Brunet wieczorową porą...
Równie inteligentny jak uparty, zawsze musiał postawić na swoim.
Obdarzony wyjątkowym poczuciem humoru, przy nim nie mogłam się nudzić.
Mimo tego, że znałam go przez tyle lat codziennie zaskakiwał mnie czymś nowym.
- Jestem taka szczęśliwa, że aż przerażona tym szczęściem – powiedziałam.
- Czuję się jakbym śnił, proszę powiedz mi, że ty również nie chcesz się obudzić – wyznał.
- Nie chcę – odparłam kategorycznie.


.

Z Severusem spotkałam się o szóstej nieopodal Tower Bridge. Sama nie wiem dlaczego, ale po długich namowach zgodziłam się na tę rozmowę. Posłałam chłopakowi lekki uśmiech, po czym podeszłam bliżej.
Ciepły, letni wiaterek rozwiewał mi włosy, a słońce świeciło mi prosto w oczy.
- Cześć – rzucił krótko Snape.
- Witaj Severusie. Powiesz mi w końcu, o co właściwie w tym wszystkim chodzi? – zażądałam.
- To co teraz ci powiem na razie jest tajne i nie może przeniknąć w hogwardzkie kręgi towarzyskie. Otóż znalazł się człowiek, który swoją potęgą zdominował najpotężniejszych. Nadchodzi era zmian, czas wyborów. Czarny Pan pragnie cię widzieć w swoich szeregach, a jemu się nie odmawia – w miarę wygłaszania przez niego kolejnych zdań coraz mniej z tego wszystkiego rozumiałam.
Jakie zmiany? Jakie wybory? A przede wszystkim kim jest Czarny Pan?
- Czy mógłbyś wyrazić się odrobinę jaśniej? – spytałam.
- Przyjdzie taki dzień, w którym zrozumiesz to co powiedziałem, a wtedy mam nadzieję, wybierzesz właściwą drogę – odpowiedział Snape znikając, zostawiając mnie samą z natłokiem myśli.


Powoli zaczynałam żałować, że w ogóle zgodziłam się na to dziwne spotkanie.
Chciałam jak najszybciej o tym zapomnieć lub przegadać sprawę z Syriuszem, niestety ani jedno ani drugie nie było możliwe do zrealizowania. Łapa nie byłby zachwycony z moich ożywionych kontaktów z tym Ślizgonem.
- Cześć mała! – usłyszałam głos swojego chłopaka i poczułam jego wargi na swoich ustach. – Co ty tu robisz?
- Spaceruję – odpowiedziałam specjalnie mijając się z prawdą gdzieś w połowie drogi, powiedzmy na zakręcie.
- Moja ukochana znowu bawi się w ekstrawertyczkę? – zapytał żartobliwie.
- Yhy. Przy okazji ciągle wpada na swojego chłopaka – zaśmiałam się.
- Przeznaczenie, kotku, przeznaczenie – powiedział całkiem poważnie.
- Być może – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. – Więc, skąd się tu wziąłeś?
- Musiałem załatwić coś ważnego – odparł tajemniczo, z wyrazu jego twarzy wyczytałam, że nie uda się z niego wyciągnąć nic ponadto, co już zostało wypowiedziane.
- Jak ja mogłam zakochać się w kimś takim jak ty – wystawiłam mu język.
- Pokochałaś mnie pomimo wielu moich wad – pierwszy raz widziałam, żeby był do tego stopnia zamyślony.
Czasami najbardziej roześmiani i pewni siebie ludzie są w głębi duszy smutnymi, zagubionymi istotami, które tylko czekają, żeby wyrwać ich serca z otępienia.
- Zaprowadź mnie do domu – zupełnie jakby po raz pierwszy zabrakło mi sił.


31.12.1976r.

Co może przynieść nowy dzień? Dla Ciebie raj, a dla mnie śmierć ....

Z Syriuszem układało mi się nad wyraz dobrze. Czułam, że mogę mu ufać, że mnie nie skrzywdzi. Całkowicie otworzyłam się na tę znajomość, zaryzykowałam odsłaniając przed nim najciemniejsze zakątki swojej duszy.
Był jedyną osobą, która wiedziała, że tak naprawdę znałam swoich rodziców, wiedziałam kim byli.
- Gałka orzechowych i gałka pistacjowych, tak jak chciałaś – powiedział podając mi mugolskie lody, po czym złapał mnie za wolną rękę i ruszyliśmy przed siebie.
W brew pozorom jedzenie lodów w zimie przy minusowej temperaturze w parku w towarzystwie ukochanej osoby nie był czymś nadzwyczajnym, ani też nie kończył się zapaleniem płuc. A nawet wręcz przeciwnie, według niektórych uczonych, którzy w zasadzie nie brali pod uwagę towarzystwa ukochanego, ale co tam.
Uśmiechnęłam się niczym myszka do sera i porzuciłam teorię na temat szkodliwości lub nie szkodliwości lodów.
- Chyba się zamyśliłam – skwitowałam. – Co robimy w sylwestra?
- Posłuchaj mnie uważnie, kochanie – zatrzymał się na chwilę i spojrzał mi prosto w oczy, co nie wróżyło niczego dobrego. – Lily zaprosiła nas na sylwestra, a ja...
- A ty nie mogłeś jej odmówić?! To chcesz mi powiedzieć?! – warknęłam przyjmując jego słowa jako zdradę.
- Wiesz, że nie poszedłbym tam bez ciebie, a tym bardziej nie zaciągnął cię tam siłą! Po prostu uważam, że powinnaś się wreszcie z nimi pogodzić, ponieważ tak naprawdę nie popełnili żadnej wielkiej zbrodni, a ty za wszelką cenę chcesz sprawić żeby poczuli się winni śmierci Carly! Teddy błagam cię spróbuj zrozumieć to co oczywiste, oni nic nie zrobili! – takiego Syriusza od dawna nie widziałam, był wściekły i zdeterminowany, a przy tym taki niesamowicie męski i pociągający. Miałam mętlik w głowie, a podświadomie wiedziałam, że on ma rację we wszystkim co mówi.
- Zgoda – skapitulowałam, a patrząc na zegarek dodałam. – Już piętnasta! Muszę lecieć się przygotować! Gdzie się spotkamy?
- Przyjadę po ciebie o ósmej – odpowiedział.
- W porządku! – pocałowałam Blacka w policzek i szybkim krokiem odeszłam w stronę Kotła odprowadzona natarczywym spojrzeniem mojego chłopaka.

.

Wpadłam do pokoju niczym burza i od razu zajęłam się wyrzucaniem wszystkiego, co było w szafie na podłogę.
Niespodziewanie w zasięgu mego wzroku pojawiła się duża paczka, którą dostałam na Gwiazdkę i odrzuciłam w kąt zupełnie nie zastanawiając się nad zawartością. Tym razem ciekawość zwyciężyła i podniosłam ją z podłogi.
Od razu zauważyłam niewielką karteczkę dołączoną do misternie zapakowanego prezentu:

Dla kochanej i wyjątkowej Teodory,
dziadek.
P.S mam nadzieję, że Ci się spodoba.


Niewiele myśląc rozerwałam papier, a moim oczom ukazała się najpiękniejsza suknia jaką kiedykolwiek widziałam. W dotyku miękka niczym puch, z wyglądu przypominała tę z bajki o Kopciuszku.
Tylko elfy mogły stworzyć coś takiego, a trzeba było wiedzieć, że elfie wyroby są niezwykle cenione wśród wysoko postawionych czarodziejów czyli tak zwanej śmietanki towarzyskiej.
Zabrakło mi słów na wyrażenie tego, co zobaczyłam, z resztą nigdy nie byłam zbyt dobra w opisywaniu ciuchów.
Wyzwaniem okazało się idealne ułożenie włosów, a jeszcze większym wyzwaniem makijaż.
Jakoś sobie z tym wszystkim poradziłam i w niespełna cztery i pół godziny stałam przed lustrem w prześlicznej sukience oceniając wynik swojej ciężkiej pracy. Oceniłam ją jako całkiem niezłą i w tej samej chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Pomyślałam, że Black wyjątkowo przybył przed czasem, aczkolwiek gdy spojrzałam na zegar okazało się, że jest punkt ósma. A więc ani się nie spóźnia ani nie przychodzi za wcześnie, jest po prostu o czasie.
Ideał?
Na mój widok Syriusz zrobił taką minę, że aż mimowolnie poczerwieniałam na twarzy.
- Wyglądasz... wyglądasz nieziemsko! – wydusił z siebie.
- Dziękuję – obdarzyłam go jednym ze swoich najpiękniejszych uśmiechów.

.

Kiedy weszliśmy do lokalu wszystkie oczy momentalnie zwróciły się na nas, a dokładniej na nasze splecione dłonie. Po chwili zrozumiałam, że to Potter zarezerwował miejsce, a Evans zajęła się listą gości, albowiem znajdowali się tutaj jedynie nasi znajomi ze szkolnej ławy. Nie zwracając uwagi na otaczających nas zewsząd ludzi od razu podeszliśmy do stolika przy którym siedziała Lily, której towarzyszył James.
- Cześć! Dziękuję za zaproszenie – słowa przyszły mi łatwo, bo przecież na zewnątrz promieniałam szczęściem!
- Cieszę się, że przyszłaś – zapewniła mnie gorąco rudowłosa, a nawet wstała z miejsca i uściskała mnie serdecznie.
- Brakowało nam ciebie, a przede wszystkim twojego codziennego narzekania na cały świat – zaśmiał się James.
- Moja dziewczyna nie ma na co narzekać, prawda Teddy? – wtrącił się Syriusz.
- Oj, odczep się – pokazałam mu język.
- Uuuu.... niegrzeczna dziewczynka! Czyli w moim typie – wyszczerzył się Black.
- Widzę, że udało ci się wreszcie wyrwać jedną z najlepszych lasek w szkole – skwitował Potter.
- Mniej gadania, a więcej tańca, chłopcy – odezwała się w końcu Lily.
Bez wahania porwała na parkiet Blacka tym samym skazując mnie na towarzystwo Pottera, na które przystałam z uśmiechem.
- Coś mi się wydaje, że nasza słodka Evansówna postanowiła wypytać Syriusza o tajniki waszego związku – zaśmiał się.
- Przedstawiłeś to tak jakby chodziło o nową sztukę walki – pokazałam mu język.
- Czy księżna Teodora podaruje mi ten taniec? – zapytał nonszalancko, kłaniając się przede mną niczym średniowieczny rycerz przed swoją panią.
- Oczywiście sir – dygnęłam z godnością, której nie pożałowałaby sama królowa Anglii.
- Naprawdę brakowało mi ciebie, Teddy. Lilyann staje się denerwująca, gdy nie otrzymuje tego, czego chce w danej chwili, a musisz wiedzieć, że musiałem znosić jej humory przez ostatnie półtorej tygodnia i stwierdziłem, że dłużej tego nie zniosę, widocznie nie nadaję się na psychonoga – oświadczył z poważną miną.
- Psychologa – poprawiłam go mimowolnie i strzeliłam żartobliwego pstryczka w nos.
Kołysaliśmy się w rytmie słynnej czarodziejskiej ballady z takim skupieniem, że nawet nie zarejestrowaliśmy faktu, iż pierwsza piosenka już dawno się skończyła, że to tak naprawdę już nasz drugi taniec tego wieczoru.
- Gdybyś nie była dziewczyną mojego najlepszego przyjaciela byłabyś moja – to wyznanie, wyszeptane prosto do ucha zdziwiło mnie niezmiernie.
- A Evans? – zapytałam z przestrachem.
- Ona przy tobie staje się bezbarwna i płytka. Mimo wszystko to właśnie ty zawsze byłaś w centrum zainteresowania, nie ona. To właśnie ty brylowałaś w towarzystwie, choć po części nie zdawałaś sobie z tego sprawy. Traktowaliśmy cię jak kumpla tylko dlatego, że żadnemu z nas nie pozwoliłaś się do siebie zbliżyć.
Za wszelką cenę próbowałaś ukryć swoją wyjątkową urodę pod tymi beznadziejnymi i tandetnymi szkłami.
Lily na dłuższą metę to hałaśliwe, nieciekawe i zakompleksione stworzenie, za którym nie wiadomo dlaczego latam od kilku lat – wyznał.
- James nie próbuj być miły na siłę, ponieważ grając z moją dumą nie powinieneś równocześnie obrażać mojej kuzynki, bądź co bądź rodzina to w końcu rodzina. Oboje wiemy, że to co mówisz to jedno wielkie kłamstwo więc daruj sobie te brednie, a teraz przepraszam, ale pójdę poszukać mojego chłopaka – odparłam.
Znalazłam Syriusza w tłumie lasek, które wyraźnie śliniły się do niego, on natomiast trzymał je na dystans.
Na mój widok uśmiechnął się od ucha do ucha i już po chwili był przy mnie.
- Potter wygłosił mi właśnie niezwykle ciekawą teorię na podstawie której jestem najbardziej pożądaną laską w Hogwarcie i to w dodatku od wielu lat – byłam zdenerwowana.
- Hmmm.... zatańczysz? – Black widocznie unikał tematu.
- Liczyłam na to, że wytłumaczysz mi to, o czym ten biedak bredził! – warknęłam.
- No widzisz! Sama stwierdziłaś, że bredził – Syriusz zaśmiał się odrobinę sztucznie, zbyt sztucznie.
- Black zabiję cię, jeśli się dowiem, że zakładałeś się o mnie z kimkolwiek! – zapowiedziałam mu kategorycznie.
- Przecież mówiłem ci, że cię kocham – powiedział spokojnie.


.

Przestałam już liczyć ilość kieliszków, które podawał mi Black i ani się spostrzegłam znaleźliśmy się sam na sam w jednym z pokoi, które znajdowały się na piętrze. Syriusz wmuszał we mnie kolejne litry alkoholu, a ja powoli traciłam kontrolę nad tym co się ze mną działo, nad tym co się działo wokół mnie.
- Lubię, kiedy mnie całujesz – chichotałam.
- W takim razie nie mogę cię zawieść, kochanie – oświadczył uroczyście i przystąpił do dzieła.
Jego pocałunki z delikatnych i spokojnych stawały się coraz bardziej natarczywe, sprawiały mi ból. Próbowałam się wyrwać, ale on trzymał mnie mocno, zbyt mocno. Zanim się spostrzegłam zdarł ze mnie suknię, która spadła na podłogę. I oto leżałam na łóżku w samej bieliźnie, a on ułożył się wygodnie na łokciach tuż nad moją głową i całował odkryte zakamarki mojego ciała.
Byłam zbyt słaba żeby mu się oprzeć, albo zbyt pijana żeby cokolwiek zrobić.
Black długo prowadził grę wstępną napawając się swoim zwycięstwem nade mną.
Kiedy i bielizna wylądowała obok łóżka z moich oczu popłynęły gorzkie łzy.
Syriusz przeciągle przyjrzał się mojej twarzy, jednakże nie przerywał tego, co zaczął.
Chłopak, którego pokochałam okazał się zwykłym draniem!
- Zostaw mnie! – wydałam z siebie przyduszony okrzyk ostatnimi siłami próbując go odepchnąć. – Proszę cię!
- Nic z tego, kochanie – jego głos brzmiał niczym głos szaleńca.
Zaśmiał się straszliwie, tryumfująco w chwili, gdy z całej siły wdarł się w głąb mojego ciała, a przeszywający ból rozdarł mnie całą. Chciałam umrzeć, błagałam Boga o śmierć.
Wreszcie wszystko zanikło – straciłam przytomność.



KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ ...
Beta Di

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyrights 2017 @ Miara grzechu and C.

Zabrania się kopiowania i rozpowszechniania treści bloga bez pisemnej zgody właścicielki, na podstawie ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych.